„Wcześniej zwiedzałem Rossę, doskonale rozumiem, że to jedno z najważniejszych miejsc dla polskiej historii — mówi Michał Raczyński, jeden z wolontariuszy, którzy sprzątają kwatery polskich żołnierzy na Rossie. — Mam poczucie, że Wilno to nie Kresy, ale serce Polski”.
Klub „Rejs” w tym roku swój wyjazd wolontariacki przeżywa w Wilnie. Jednym z zadań wolontariuszy jest sprzątanie polskich grobów na Rossie Fot. Marian Paluszkiewicz
Michał Raczyński jest absolwentem Politechniki Szczecińskiej, w tym roku rozpocznie studia doktoranckie, a w wakacje pracuje jako wolontariusz w Wilnie. Spotkaliśmy się na Rossie, gdzie wraz z grupą z klubu „Rejs” w Szczecinie sprzątał groby polskich żołnierzy.
„W Wilnie czuję się, jakbym przyjeżdżał w swoje strony — mówił w rozmowie z „Kurierem”. — Zresztą moja rodzina ma tu swoje korzenie. Babcia od strony taty pochodzi z Nowej Wilejki. Jej ojciec był tam kolejarzem”.
Na tym jednak nie kończą się związki rodzinne Michała z terenami dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. „Pradziadkowie mojej mamy pochodzą z Kowna — mówi. — Wyjechali jeszcze przed wojną, ale wiem, że na Kowieńszczyźnie nadal żyją moi krewni. Teraz nie mamy, co prawda kontaktu, została tylko korespondencja z okresu międzywojennego”.
Wileńskie korzenie ma wielu dzisiejszych szczecinian, także organizator wyjazdu, Paweł Błażewicz. „Moja rodzina pochodzi z Wielkiej Rzeszy — opowiada. — Po raz pierwszy odwiedziłem groby pradziadków w 1986 r. Znalazłem również grób dziadka, żołnierza AK, który w 1944 r. został aresztowany, a potem wywieziony do łagru”.
Jednak to nie rodzinne sentymenty sprawiły, że młodzież ze Szczecina przyjechała do Wilna. „Mamy taki zwyczaj, że w ciągu roku odwiedzamy osoby potrzebujące w naszym miejscu zamieszkania, natomiast na wakacje zawsze wyjeżdżamy na dwa tygodnie na obóz wolontariacki — wyjaśnia organizator. — Przez kilka lat jeździliśmy do Lwowa, gdzie we współpracy z proboszczem katedry pomagaliśmy w remoncie katedralnych podziemi”.
Z wyjazdów na Ukrainę klub zrezygnował, gdy wybuchła tam wojna. Teraz przyszedł czas na Litwę. „Rok temu byliśmy na Laudzie. Pomagaliśmy we wsi Kowale pod Kownem — opowiada Błażewicz. — Pod koniec naszego wolontariatu przyjechaliśmy do Wilna do Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki”.
Jednak to nie rodzinne sentymenty sprawiły, że młodzież ze Szczecina przyjechała do Wilna. „Mamy taki zwyczaj, że w ciągu roku odwiedzamy osoby potrzebujące w naszym miejscu zamieszkania, natomiast na wakacje zawsze wyjeżdżamy na dwa tygodnie na obóz wolontariacki — wyjaśnia organizator. — Przez kilka lat jeździliśmy do Lwowa, gdzie we współpracy z proboszczem katedry pomagaliśmy w remoncie katedralnych podziemi”.
Z wyjazdów na Ukrainę klub zrezygnował, gdy wybuchła tam wojna. Teraz przyszedł czas na Litwę. „Rok temu byliśmy na Laudzie. Pomagaliśmy we wsi Kowale pod Kownem — opowiada Błażewicz. — Pod koniec naszego wolontariatu przyjechaliśmy do Wilna do Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki”.
Po wizycie w hospicjum zapadła decyzja, że kolejny wolontariat, tym razem w zestawie polsko-hiszpańskim, spędzą na Wileńszczyźnie. Wszystko udało się zrealizować. Przyjechali prosto ze Światowych Dni Młodzieży 25-osobową polsko-hiszpańska grupą. „Zawsze, organizując wolontariat, staramy się, by miał on wymiar międzynarodowy — wyjaśnia Błażewicz. — W budowie naszego ośrodka w Szczecinie również pomagali wolontariusze z podobnych klubów z Hiszpanii, Portugalii a nawet Japonii”.
Konkretny plan wyjazdu powstawał stopniowo. „Ktoś nam powiedział, że Caritas potrzebuje pomocy przy remoncie stołówki, dyrektor Gimnazjum im. Jana Pawła II zaproponował sprzątanie grobów na Rossie, oczywiście chcieliśmy też być w hospicjum” — mówi Błażewicz.
Konkretny plan wyjazdu powstawał stopniowo. „Ktoś nam powiedział, że Caritas potrzebuje pomocy przy remoncie stołówki, dyrektor Gimnazjum im. Jana Pawła II zaproponował sprzątanie grobów na Rossie, oczywiście chcieliśmy też być w hospicjum” — mówi Błażewicz.
Organizator podkreśla, że wybór Wilna ważny jest również ze względów wychowawczych. „Nie ukrywam, że jednym z naszych celów jest to, żeby chłopcy lepiej poznali historię Wileńszczyzny i czuli się z nią bardziej związani — mówi. — To taki patriotyzm, który „wchodzi” przez pracę”.
„To mój trzeci wolontariat — mówi gimnazjalista Jonasz Kubik. — Dla mnie chyba najtrudniejszą częścią wyjazdu jest obecność w hospicjum. Na razie byliśmy tam krótko, ale rok temu spędziliśmy w nim więcej czasu. To wielkie dzieło, jedyne zresztą takie na Litwie. Widać, że siostry wkładają tam całe serce, a jest to miejsce, gdzie na pewno bardzo trudno pracować”.
„To mój trzeci wolontariat — mówi gimnazjalista Jonasz Kubik. — Dla mnie chyba najtrudniejszą częścią wyjazdu jest obecność w hospicjum. Na razie byliśmy tam krótko, ale rok temu spędziliśmy w nim więcej czasu. To wielkie dzieło, jedyne zresztą takie na Litwie. Widać, że siostry wkładają tam całe serce, a jest to miejsce, gdzie na pewno bardzo trudno pracować”.
Jak się okazuje, wolontariusze nie mają sponsorów. „Wyjazd finansuje młodzież i rodzice — mówi Błażewicz. — Nie kosztuje on zresztą dużo, bo jesteśmy mało wymagający”. Największy koszt tak naprawdę to paliwo, zwłaszcza w tym roku, gdyż wolontariusze jechali samochodami ze Szczecina najpierw na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa, a potem dopiero do Wilna. „Radzimy sobie, ale oczywiście, miło byłoby, gdyby np. ORLEN Lietuva chciał sponsorować nam paliwo” — dodaje ze śmiechem.
Cały artykuł dostępny pod adresem: http://kurierwilenski.lt/2016/08/04/patriotyzm-wchodzi-przez-prace-mlodziez-ze-szczecinskiego-klubu-rejs-porzadkuje-rosse/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz