W środę 26 marca o godz. 18:30 Ośrodek Akademicki Rejs w Szczecinie odwiedził ks. Carlos Maria Nannei, członekOpus Dei, mieszka w Rzymie, na co dzień w Kurii Rzymskiej odpowiada za relacje między Opus Dei a Stolicą Apostolską. Po spotkaniu ks.Carlos Maria Nannei udzielił wywiadu naszej redakcji.
PIOTR SŁOMSKI: Jest
ksiądz nie tylko przyjacielem ale
również rodakiem obecnego papieża
i podobnie jak Franciszek
pochodzi ksiądz z rodziny emigrantów.
ks. Carlos Maria Nannei:
Tak,
to prawda. Moja mama była
z pochodzenia węgierką. Jednak opuściła
Węgry w wieku 18 lat,
jeszcze przed wybuchem II wojny
światowej. Wyruszyła do Argentyny
nie tylko za chlebem, ale
posłuchała również dziadka, który
widział, że Hitler w tamtym czasie
szykował się do następnej wojny.
Dziadek miał pewność,że
konflikt wkrótce wybuchnie.
Nie
trzeba było długo czekać, ale
na szczęście mama zdążyła wyjechać
do Ameryki Południowej. Życie
wszystkich emigrantów zazwyczaj
jest bardzo trudne. Mama
miała również trudności, bo
na początku swojego pobytu w
Argentynie nie mówiła w języku hiszpańskim.
Jednakże zawsze była
bardzo przedsiębiorcza i pracowita. Podejmowała
pracę także wtedy kiedy wyszła już za mojego ojca.
Odnalazła się m.in. w branży
związanej z modą. Odnosiła w
tej dziedzinie spore sukcesy. Następnie
zajmowała się nieruchomościami czyli
sprzedażą
oraz
wynajmem domów. Mama była
dla mnie zawsze przykładem kobiety
pracującej, osoby poświęcającej się
do końca. I to właśnie pod
wpływem jej postawy wstąpiłem do
Opus Dei, gdzie uświęca się
poprzez pracę, ale uświęca się także
samą pracę.
Mój ojciec również przybył do Argentyny przed wojną w celach zarobkowych. Urodził się w Bari. Rodzina natomiast pochodziła z Florencji. Przybył do Ameryki południowej w trakcie wielkiego kryzysu ekonomicznego lat 30 kiedy to bieda była tak dojmująca, że jadało się jeden posiłek dziennie. W Argentynie pracował jako inżynier. Rodzice stanowili więc dla mnie przykład tego czym jest praca i jak najlepsze wypełnianie codziennych obowiązków.
Na
czym polega charyzmat Opus
Dei (łac. Dzieła Bożego)?
Chodzi
o uświęcenie codziennego życia.
Wszyscy mogą być święci.
Nie tylko księża i zakonnice, ale
także dziennikarze, nauczyciele, gospodynie
domowe, itd.
Taki jest właśnie charyzmat Opus
Dei. Osoby konsekrowane stanowią
jedynie dwa procent całej społeczności
Dzieła Bożego. Przytłaczająca
większość to normalne osoby
świeckie, które chcą codziennie
podążać za Chrystusem. Założyciel
św. Jose Escriva de Balaguer
określił to w ten sposób – środkiem
do osiągnięcia świętości jest
codzienna praca. Chodzi więc
o uświęcenie każdego życiowego zadania,
zarówno tego większego jak
i mniejszego, uświęcenie rodziny,
żony, dzieci.
Jak
poznał się ksiądz z Jorge Mario
Bergoglio?
To
było w 1992 roku w Buenos Aires.
Ks. Jorge Mario Bergoglio 27
czerwca przyjął sakrę i został biskupem
pomocniczym Buenos Aires.
W następnym miesiącu, podczas
jednego ze spotkań z nim nawiązała
się między nami rozmowa. Sprawiał
bardzo miłe wrażenie osoby
ciepłej i skupionej na drugim człowieku.
Zawarliśmy przyjaźń i
zaczęliśmy mówić do siebie na
ty. W 1995 roku został spowiednikiem mojej
mamy. Mama, po
przyjeździe do Argentyny, nie spowiadała
się przez wiele lat; ze względu
nie tylko, jak już wspomniałem, na
nieznajomość języka, ale
doszło również szereg innych czynników
natury duchowej. Jej podejście
do kwestii wiary zmienił właśnie
biskup Jorge Mario Bergoglio. Bardzo
go ceniła i uważała za przykładnego
duszpasterza. Przekonał ją
jego autentyzm.
Był
ksiądz zaskoczony widząc, że
biskupem Rzymu został przyjaciel?
Tak.
Nie myślałem, że może zostać wybrany.
Miał już wtedy 76 lat.
Normalnie w takim wieku przechodzi
się Kościele na emeryturę. Wszyscy
widzieliśmy Benedykta XVI,
który mimo nieprzeciętnego umysłu
i świętości duszy, nie
był już w pełni sił. Ogarniało go
zmęczenie długoletnią służbą. Myślałem
więc o jakimś młodszym papieżu.
Ale widać, że Duch Święty
miał inne plany. I zobaczyłem, że
ten wybór odmłodził jeszcze kard.
Bergoglio. Dar Ducha Świętego
wlał w niego jakąś dodatkową moc
i radość. Bardzo dziękuję Bogu
za ten wybór. Ponieważ widzimy,
że entuzjazm Franciszka udziela
się całemu światu.
Po
konklawe dalej jesteście przyjaciółmi,
którzy mówią sobie na
ty…
Kilka
dni po wyborze kiedy udałem
się do niego po raz pierwszy stwierdziłem,
że nie mogę już mówić
mu na ty, ponieważ został następcą
św. Piotra. Wtedy on odparł. „Wykluczone!
Przecież św. Piotr
i Paweł mówili sobie na ty. Nawet
będąc apostołami.” Na to ja
odparłem „To, że ty jesteś Piotrem to
wszyscy wiedzą, ale, że ja zostałem
Pawłem to pierwsze słyszę.” Tak
więc nadal jesteśmy na ty, ale
tylko gdy rozmawiamy między sobą.
Natomiast przy oficjalnych spotkaniach,
w większych grupach, zwracam
się zawsze – Wasza Świątobliwość.
Franciszek jest papieżem, tak
więc w pierwszej kolejności jestem
mu winien posłuszeństwo. A
jak już jest na Ty, to zwraca się
ksiądz do papieża Jorge? Nie.
Jeśli są sytuacje kiedy mogę mówić
mu po imieniu zawsze zwracam
się – Franciszku. Jorge, po
13 marca 2013, już nie istnieje.
Rozmowę
przeprowadził i
tłumaczenia z języka włoskiego dokonał
- Piotr Słomski
DZIENNIK POWIATU KAMIEŃSKIEGO
Zdjęcia: FLICKR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz